13 czerwca bieżącego roku swoją przygodę z piłką nożną zakończył Arek Leśniański, kibicom znany bardziej jako Igor i tak będziemy go tutaj nazywać. Co prawda rozegra jeszcze ostatnie spotkanie w barwach Włókniarza w wyjazdowym meczu przeciwko Jawie Otok 20 czerwca ale pożegnanie przed mirskimi kibicami odbyło sie właśnie 13, w spotkaniu z Piastem Zawidów. Po dolnośląskich boiskach biegał Igor przeszło 28 lat, zaliczajac lepsze i gorsze momenty ale na pewno zawsze zostawiając na boisku dużo zdrowia i zaangażowania. A jak to się wszystko się zaczęło, jeśli jesteście ciekawi posłuchajcie...
Początki Igora we Włókniarzu to 1982 rok i pierwsze treningi i mecze w drużynie trapmkarzy młodszych. Trener Jerzy Wójcik ustawiał dziewięcioletniego zawodnika na środku pomocy i w ataku. To właśnie do Igora należy rekord w szybkości strzelonego gola w najmłodszej kategorii wiekowej, w meczu z Granicą Bogatynia strzelił bramkę już w 10 sekudzie spotkania, niestety przegranego 2:13. Po czterech latach gry w trampkarzach przyszedł czas na juniorów, najpierw młodszych, później starszych. To własnie w tym czasie Arek został Igorem, a wiązało się to z dosyć zabawną historią. W tym okresie na boiskach europejskich dzielił i rządził świetn radziecki napastnik Igor Biełanow, zdobywca tytułu najlepszego piłkarza Europy w 1986 roku. Igor co prawda podobny do niego nie był ale koledzy z drużyny, wkurzeni, że nie chce mu się za bardzo biegać i zamiast tego stoi na boisku zaczęli na niego krzyczeć Igor, ale nie Biełanow, a "Stojanow". Tak mu się to przezwisko spodobało, że już wiele lat później swojemu pierwszemu synowi dał na imię nie inaczej jak właśnie Igor. Po trzech latach w 1989 roku jeszcze będąc juniorem zadebiutował w pierwszej drużynie. Debiut mógł zaliczyć jeszcze szybciej, bo w 1987 roku kiedy ówczesny trener juniorów Jerzy Wójcik polecał zawodnika do drużyny seniorskiej, ale coach pierwszej ekipy Henryk Ressel zdecydował, że dla 14 letniego wtedy Igora jest na to jeszcze za wcześnie. Tak więc zadebiutował w seniorach w wieku 16 lat, ale trener Wiesław Sapiński widział go jeszcze nie w ataku ale na lewej obronie. Tak był do meczu ligowego ze Zrywem Ubocze. W I połowie Igor grał tradycyjnie w defensywie, na II połówkę wyszedł już w ataku, strzelił 5 bramek, a Włókniarz wygrał mecz 12:0. Od tego momentu nikomu nie przyszło już do głowy ustawiać go gdzie indziej niż jako napastnika.
Do 1993 roku to nieprzerwanie gra we Włókniarzu, ale wtedy upomniała się o niego armia. Piewszy rok spędził w jednostce w Opolu, na ostatnie 6 miesięcy trafił do Jeleniej Góry. Jako, że jeleniogórska piłka stała wtedy całkiem nieźle Igor trafił do miejscowych Karkonoszy, które grały w IV lidze i w sezonie 1993/1994 awansowały do III ligi. Zaraz po wojsku wrócił do Włókniarza z którym w sezonie 1994/1995 zanotował historyczny, pierwszy awans do ówczesnej klasy "M", czyli przez jednych zwanej "międzywojewódzką", a przez innych "międzyokręgową", dzisiaj po prostu IV ligą. W sezonie tym Igor był najlepszym strzelcem drużyny notując 13 bramek, co było bardzo dobrym wynikiem zważywszy, że nie grał on prawie wogóle na jesień. Po awansie w drużynie nie doszło do wielkiej rewolucji kadrowej, uzupełniono tylko skład o kilku wyróżniających się zawodników z najbliższego regionu, pozyskano też nowego trenera Zygfryda Borkowskiego i można było grać. Włókniarz z Igorem w składzie zainaugurował rozgrywki meczem u siebie ze Spartą Ziębice, wygrywając 2:1, a pierwszą, historyczną bramkę strzelił nie kto inny, jak właśnie Igor. Strzelił też jedyną, zwycięską bramkę z piekielnie silnym wtedy Polarem Wrocław. Ogólnie mirska jedenastka, będąc beniaminkiem zanotowała rewelacyjny sezon, zajmując 9 miejsce, a Igor został najlepszym zaraz za Wieśkiem Sapińskim strzelcem drużyny zdobywając 11 bramek. W drugim sezonie nie było już tak różowo, po reorganizacji rozgrywek Włókniarz spadł do "okręgówki". Tutaj drużyna notowała przez kilka sezonów bardzo przeciętne wyniki aż do sezonu 2001/2002. Wtedy Włókniarz kierowny przez Andrzeja Turkowskiego i wzmocniony zawodnikami z ligową przeszłością szedł jak burza od zwycięstwa do zwycięstwa (niepobity do dzisiaj rekord wygranych wszystkich spotkań w rundzie jesiennej), pewnie awansując do IV igi. Igor grał wtedy najczęściej na obronie ewentualnie jako defensywy pomocnik. Po tym sezonie nastąpiła przerwa w jego występach aż do sezonu 2004/2005, póżniej w rundzie jesiennej sezonu 2005/2006 reprezentował barwy A-klasowego Skalnika Rębiszów, grając na pozycji ostatniego obrońcy. Kolejny sezon 2006/2007 to ponownie gra Włókniarza w IV lidze, a dla Igora kolejna przerwa w graniu. Na dobre wrócił w sezonie 2007/2008 i od tego czasu bez większych problemów reprezentował barwy swojego macierzystego klubu. Po latach gry w ataku na "starość" wrócił do środkowej formacji odpowiadając za rozdzielanie piłek do partnerów, a czasami też coś strzelając.
Przez te wszystkie lata omijały Igora ciężkie kontuzje, kiedy grał zawsze był gwarantem kilku, a w najlepszych okresach kilkunastu bramek w sezonie. Zawsze miał swoje zdanie na boisku i często lubił je głośno wyrażać, czego dowodem może być ogromna liczbą kartek. Nie był jednak jakimś wyjątkowym boiskowym brutalem, upomnienia najczęściej były konsekwencją chęci wymiany zdań z arbitrami, którzy nie wiedzieć czemu zazwyczaj mieli inny pogląd :). Po 28 latach gry Igor postanowił powiedzieć "stop", są młodsi, chętni do gry, niech teraz oni biegają. 37 lat na karku to wystarczający wiek na zakończenie kariery, chociaż jak mówi sam Igor on nie kończy kariery tylko przygodę z piłką. Zagra zapewne jeszcze w jakichś okazjonalnych meczach oldboji ale w lidze będą się "męczyć" inni. Nam pozostaje podziękować za te wszystkie lata gry i strzelone bramki i być może po cichu liczyć, że jeszcze kiedyś w wyniku jakichś nieprzewidzianych okoliczności ponownie zobaczymy na boisku mirskiego Igora Biełanowa .... o przepraszam "Stojanowa" :).
Radek Kuźniar